Jeśli kiedykolwiek słyszeliście stewardesę Emirates mówiącą coś w stylu „I’m going to the aft galley” i przy tym wyglądała, jakby właśnie wróciła z pola bitwy, to wiedzcie, że to nie jest kod CIA, tylko… pokładowy. Na pokładzie mamy bowiem własny słownik. Oto osiem zwrotów, bez których w powietrzu się nie obejdziemy – i bez których pewnie nawet nie zrozumielibyście, co się wokół was dzieje. 🙂
1. Layover [ˈleɪəʊvə(r)]
Dla nas, stewardes, to najukochańszy rodzaj lotu. Oznacza, że po lądowaniu zostajemy w danej destynacji na noc, zamiast od razu wracać do Dubaju z nowymi pasażerami. Mówiąc po ludzku: dostajemy klucz do pokoju hotelowego, informację, o której zaczyna się śniadanie (moja ulubiona część layoveru 😅) i szansę zobaczenia czegoś więcej niż tylko pas startowy.
💡 Więc kiedy Laďka z biura ma „delegację” do Ostrawy, my, stewardesy, mamy layover na Mauritiusie. 🫡
2. Wake-up call [weɪk ʌp kɔːl]
Hotelowy telefon, który wyrywa nas z objęć kołdry i różowych snów (no dobra, żartuję – w rzeczywistości z rykiem i przymrużonymi oczami zrywamy twarz z oslinionej poduszki w panice, że zapomniałyśmy przynieść wodę pasażerowi z 43A). Recepcjonista, wyuczonym (ale miłym) tonem, mówi: „Good morning, this is your wake up call”, a my wiemy, że mamy dokładnie godzinę, by zmienić się z mumii w stewardesę-księżniczkę i stawić się punktualnie w lobby.
💡 Gdyby coś takiego stosowano w domu, połowa ludzi nigdy nie spóźniałaby się do pracy. Druga połowa po prostu wyrwałaby hotelowy telefon ze ściany. 🤯
3. Roster [ˈrɒstə(r)]
Lotniczy grafik, który pojawia się co miesiąc i decyduje, dokąd polecimy następnym razem. Kochamy go i jednocześnie przeklinamy. Jeden miesiąc mamy Bangkok i Singapur, a w kolejnym – dwa loty do Dżuddy (znajdę tym razem „niespodziankę” na podłodze od pasażera? 😮) i jeden do Islamabadu (na pewno za karę za to, że parę tygodni temu zapomniałam przynieść tę wodę dla 43A!).
💡 Roster jest jak Tinder. Nigdy nie wiesz, czy czeka cię miła niespodzianka… czy koszmar, z którego będziesz chciała wyskoczyć z samolotu na spadochronie. 😅
4. Meal cart [miːl kɑːt]
Wózek z jedzeniem, na który pasażerowie czekają już od wejścia na pokład. A zaraz za nim często jedzie bar cart [bɑː(r) kɑːt] – wtedy ich oczy naprawdę błyszczą! 😏
💡 Najlepszy moment to, gdy pasażer pyta: „Co macie dobrego?”… a ty musisz wymówić całą nazwę dania, łącznie z tą DOZP – tzn. dziwną omacką z plastiku. A tak na marginesie – pasażerowie dostają menu Emirates zaraz po wejściu na pokład, ale często… „zapominają” na nie zerknąć. 😅
5. Jump seat [ˈdʒʌmp siːt]
Nasze składane siedzenie, którego używamy podczas startu, lądowania i turbulencji. To nasz mały tron – i bardzo nas wkurza, gdy siada na nim pasażer. 😜
💡 Wyobraźcie sobie, że ktoś zajmuje wam w domu toaletę… właśnie wtedy, gdy naprawdę jej potrzebujecie.
6. Galley [ˈɡæli]
Pokładowa kuchnia, gdzie przygotowujemy serwis. Jeśli usłyszysz stewardesę mówiącą: „Idę do galley”, zwykle oznacza to, że idzie na chwilę odpocząć od pasażerów albo uciążliwego kolegi. Mamy galley przednią (front-galley), środkową (mid-galley) i tylną (aft-galley).
💡 Galley to coś pomiędzy kuchnią a pokojem ucieczki. Różnica jest taka, że w galley czasem chowamy się nawet przed kolegą, który ma „za dużo pytań”. 😅
7. Casserole belly [ˈkæsərəʊl ˈbeli]
To określenie brzucha, który pojawia się po locie, gdy przejemy się gorącego dania – tzw. „casserole”. My, stewardesy, cierpimy na to całkiem sporo – nazywamy to naszym pokładowym „food baby”.
💡 Nie mylić z ciążą. Jedyny, kto po locie się rodzi, to ten kastrowy brzuszek. 😅
8. Container [kənˈteɪnə]
Małe metalowe pudełko, w którym na pokładzie jest absolutnie wszystko – od soków po gumowe rękawiczki. A ponieważ w kuchniach nie mamy krzeseł, często po prostu siadamy na tych kontenerach. Ci bardziej doświadczeni dokładają dla wygody poduszkę lub złożony koc z wolnego siedzenia.
💡 Jeśli kiedyś zaprosimy cię „na kawę do galley”, jest duża szansa, że będziesz siedzieć na puszce. I nie, to nie jest część serwisu business class. 😜
✈️ Teraz już wiecie, że świat stewardes Emirates ma swój własny język. A jeśli kiedyś usłyszycie stewardesę narzekającą na „casserole belly” i że musi usiąść na „container”, możecie się tylko uśmiechnąć — i w duchu odhaczyć kolejny wyraz ze swojego stewardeskiego słownika.
A jeśli ta mała próbka Wam się spodobała, to w 3. tomie książki „Dziennik stewardesy” znajdziecie cały słownik terminologii stewardeskiej z ponad 110 pojęciami i zwrotami z pokładu — od tych, które wydadzą się urocze, po te, które usłyszycie tylko w sytuacjach kryzysowych (oby nigdy na żywo). 📖


















